poniedziałek, 9 lipca 2018

#33

Nie będę pisać, że obiecuję poprawę, że zacznę bywać tu częściej. Nie lubię składać takich zobowiązujących obietnic, ale tym razem obiecuję, że przynajmniej postaram się pisać tu częściej. "Postaram się" brzmi dla mnie mniej groźnie.
Mam w głowie trochę pomysłów, trochę zapisanych kartek w zeszycie jednym, drugim, zaraz już piątym.
Trochę myśli w głowie, którymi chciałabym się z kimś podzielić. Bo ponoć fajne to jest.
Trochę nowych doświadczeń i poglądów.
Trochę nowych planów.

Wspomniałam już o kilku zeszytach, pełnych różnych wspomnień, moich opinii, biletów autobusowych, suszonych kwiatów i zdjęć. Przeglądam je i myślę o tym, jak bardzo zmieniłam się w ciągu trzech lat. Jak bardzo zmieniły się moje priorytety. Zajęcia, na które tracę wolny czas.

Pamiętam, że jeszcze niedawno potrafiłam nie spać trzy dni bo z jednego koncertu jechałam na drugi. A potem na kolejny. Jak byłam w stanie w ciągu godziny spakować się i jechać do innego kraju, nie obchodziło mnie jutro, nie obchodziło mnie co będzie za tydzień, a co dopiero za miesiąc. Zdarzało mi się zasypiać ze zmęczenia na dworcach kolejowych i jeść suchy chleb popijając go kranówką ze stacji benzynowej w Rumunii.
Byłam neonową Zieloną Kredką. Nie lubiłam spędzać w domu więcej czasu niż to konieczne. Najlepiej czułam się w trasie z obcymi ludźmi, w obcych miejscach, przezwyciężając swoje nieśmiałości i słabości, a każdy kolejny krok był też kolejnym odciskiem na mojej stopie. Byłam osobą, która czytała książki podróżnicze i starała się przejąć jak najwięcej cech autora. Z marnym skutkiem, ale przynajmniej próbowałam.

Nadal gdzieś głęboko chcę być takim człowiekiem. Ale już trochę mniej. Już nie jestem neonową Zieloną Kredką, teraz jestem w tym odcieniu zieleni, który przybierają liście drzew w lesie po burzy. Tym odcieniem zieleni, na który patrzysz i od razu czujesz zapach tego lasu, zapach deszczu, czujesz zimną kroplę, która spłynęła z liścia nad Tobą, na swoim policzku.
Nie znaczy to, że jestem smutnym człowiekiem. Absolutnie nie. Po prostu - dorosłam. Teraz najlepiej czuję się w domu z książką. Albo w miejscach, które już dobrze znam. Ale nie lubię nic nie robić. Lubię ciszę. Kocham spokój. Nienawidzę niepewności. Lubię mieć wszystko zaplanowane. Coraz lepiej idzie mi podejmowanie trudnych decyzji. Mam plany na przyszłość, do których zrealizowania - powoli, ale jednak - dążę.
Nadal zostało we mnie trochę ze starej wersji Ady, prawdopodobnie zostanie to we mnie na zawsze, ale to w sumie w porządku. Bo tamta Ja była w porządku. Obecna też jestem całkiem spoko. Tak mi się przynajmniej.
Przede wszystkim - lubię siebie trochę bardziej. Mam większy szacunek do siebie, zaakceptowałam w sobie to, czego zmienić nie mogę i pracuję nad tym, co mogę poprawić.
Pamiętam, że kiedyś przeżywałam bardzo to, że ktoś mnie nie lubi. A teraz - naprawdę mnie to nie obchodzi. Śmieszy mnie rzeczy, które kiedyś były dla mnie prawie jak koniec świata. Więc -  taka rada dla moich młodszych czytelników - nie przejmujcie się. Wszystko w końcu się ułoży. Matura to nie koniec świata. Sesja i poprawki to też nie koniec świata (pisze to człowiek, który trochę ich miał). Nic nie jest końcem świata oprócz... cóż - samego końca świata.

Nie wiem, czy ten mój monolog ma jakikolwiek sens. Chciałam po prostu napisać coś, co pomoże mi tu wrócić. Zacząć pisać częściej i więcej. I poważniej.
Taki mam plan na przyszłość.
I zostać niedługo żoną. Ale to swoją drogą. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger