niedziela, 18 lutego 2018

#32

Na początku tego roku obiecałam sobie, że będę tu częściej pisać.
Nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy próbowałam. Miałam w głowie tyle pomysłów, ale gdy dotarłam do połowy posta, za każdym razem zaczął mi się on wydawać tak pusty, tak płytki i banalny, że przestawałam pisać. Kilka razy mało nie roztrzaskałam z nerwów laptopa, przez własną niemoc twórczą. Denerwowałam się strasznie bo nie lubię czegoś zaczynać, a potem nie kończyć.
Głupota, wiem. Nic na to nie poradzę.

A dzisiaj pomyślałam, że nieważne o czym napiszę, byleby to w ogóle zrobić. Bo to będzie post rozgrzewka. Bo chcę z tym moim 'pożalsięboże' pisaniem coś zrobić jednak. Jakoś to rozwijać. Zobaczy jak mi to wyjdzie. Zobaczymy.

Chciałam napisać o byciu szczęśliwym. I poczuciu winy, chociaż nie wiem, czy to dobre określenie.

Mam dwadzieścia kilka lat, już mi bliżej niż dalej do zmiany cyferki z przodu. I czasami jestem zażenowana sobą. Tym, jakie rzeczy mnie uszczęśliwiają. Bo w moim wieku to już raczej nie wypada wydawać milionów monet na naklejki. Na kolorowe długopisy i flamastry. Na kolejne notatniki. Na kinder niespodzianki. Nie wypada się cieszyć, gdy łamię lód na zamarzniętej kałuży. Nie wypada brudzić się czekoladą i uśmiechać się do każdego mijanego psa. Kupować kolejnej piżamy 'bo takiej w koty jeszcze nie mam'. Spędzać zbyt dużo czasu w sklepie z zabawkami. Ubierać się w koszulki z pokemonami. Zakochiwać się w książce, która przeznaczona jest dla trochę młodszych odbiorców.

Bo, cholerka, takie rzeczy są dla dzieci, dla ludzi mających trochę mniej laty ode mnie.
Ostatnio jednak sobie uświadomiłam jedną rzecz - może mam już trochę lat - nie za dużo, wiadomo, ale jednak osiemnaście lat stuknęło mi dawno temu, ale nie powinnam się czuć 'winna' z powodu rzeczy, które mnie uszczęśliwiają. Tak długo jak tą radością nie krzywdzę innych - wszystko jest ważne.
Próbowałam zachowywać się odpowiednio do swojego wieku, próbowałam być poważna i dorosła, ale kompletnie mi to nie wychodzi. Może wiek to rzeczywiście tylko liczba? Tak mi się wydaje. Tego w sumie jestem pewna. Bycie dorosłym nie oznacza od razu wykluczenie wszelkich 'dziecinnych' radości z życia.
Dorosłość jest absolutnie nudna i straszna jeśli zabija się w sobie dziecko. Naprawdę. Trzeba je pielęgnować niezależnie od tej liczby, która - zmienia się wraz z nami.
Trzeba je karmić dużymi ilościami czekolady, zabierać do zoo i spędzać tam zbyt dużo czasu na przyglądaniu się pingwinom.

Nawet nie wiem skąd się te 'poczucie winy' we mnie brało. Kolejna głupota w mojej głowie, nie pierwsza i nie ostatnia.
W końcu zaakceptowałam moją naklejkową obsesję. To, że zwykły długopis potrafi mi dać radość na cały dzień (bo nawet sobie nie wyobrażasz, ile fajnych rzeczy można takim długopisem stworzyć!). Może to banały, nic nie znaczące rzeczy, ale - jak już pisałam - sprawiają, że choć na chwilę zapominam o tym, że jutro znów trzeba iść do pracy. Że życie czasami nie jest tak kolorowe jak te flamastry, które ostatnio kupiłam. A to chyba najważniejsze.

Bądź szczęśliwy i daj być szczęśliwym innym.

1 komentarz:

  1. bo przecież wcale nie chodzi o to, żeby pozbywać się tej całej naszej dziecinności w dorosłym życiu. to ona sprawia, że jesteśmy tym kim jesteśmy i wydaje mi się, że jeśli miałby jej zabraknąć, to tak jakby pozbawić tej części siebie która nas tworzy.
    wiesz, to że ktoś lubi kolorowe pisaki, czy naklejki nie skreśla go od razu z listy osób dorosłych, bo chyba można być dorosłym na kilka sposobów. :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger