poniedziałek, 17 grudnia 2018

#35

Jest grudzień. Za kilkanaście dni kolejny rok. Czas na małe podsumowanie. Głównie dla siebie bo lubię do tego wracać, czytać jak to mi się życie zmienia z każdym rokiem. Ale też trochę dla Ciebie, bo może Cię to zainteresuje, może zmienisz też coś u siebie?

Co roku obiecuję sobie, że zacznę się rozwijać, zacznę ćwiczyć, będę jeść mniej śmieciowego jedzenia i więcej zdrowego, zapiszę się na siłownię, nauczę się nowego języka i wiele, wiele innych. Nigdy się to nie sprawdza, zmiany są chwilowe i najczęściej bo krótkim czasie wracam do starych nawyków. Ale nie zawsze.
Ten rok zdecydowanie był przełomowy ze względu na jedną, bardzo ważną rzecz - wyszłam za mąż. Zmieniłam stan cywilny. Nadal momentami w to nie wierzę.

Ale od początku. Nie była to jedyna z "fajnych" chwil, jakie mnie spotkały w tym roku, ale najważniejsza, więc o tym napiszę na początku.

Datę wybraliśmy w czerwcu. Potem wróciliśmy do Holandii i tak nie było nas w kraju aż do samego ślubu. Udało się załatwić i zorganizować wszystko przez internet - zaproszenia, salę, przyjęcie. Stresu z każdym dniem coraz więcej, ale każda chwila nerwów była warta by móc przeżyć ten cudowny dzień. Nie mogłam sobie lepiej niczego wymarzyć - super świadkowie, super miejsce, pyszne jedzenie, przepiękne obrączki, piękny tort i przewspaniała atmosfera - nie zmieniłabym ani chwili. Chociaż może wcześniej zaczęłabym szukać idealnej sukienki, a nie na tydzień przed uroczystością. Ale się udało. Niesamowite, ale daliśmy radę.

O ślubie mogłabym napisać dużo więcej, tak, że powstałby z tego osobny post... i własnie dlatego na tym skończę - bo może właśnie powstanie na ten temat osobny post.

Co więcej - spełniło się moje małe marzenie - miałam możliwość wyprowadzenia na spacer i spędzenia trochę czasu z... alpakami. Niesamowite doświadczenie, dla mnie niesamowite trochę bardziej ze względu na to, że alpaki to jedne z moich najulubieńszych zwierząt. Puchate, przekochane i przeurocze. Polecam taką "atrakcję" bo to coś absolutnie niepowtarzalnego... Nigdy nie wiesz, kiedy alpaka, którą prowadzisz, postanowi się zepsuć i nie iść dalej.

Byłam też pierwszy raz w Budapeszcie, w mieście, w którym od razu się zakochałam. Zjadłam tam mnóstwo przepysznego jedzonka, przeszłam milion kilometrów i z każdą minutą czułam się coraz bardziej oczarowana tym miejscem. Piękna architektura, piękne zakątki, tylko język... cóż, do niczego nie podobny. Ale na swój sposób uroczy. Za każdym razem, gdy jestem w nowym kraju, w nowym mieście - uwielbiam obserwować zachowania ludzi, to jak bardzo czasami różnią się - czasami pozytywnie, a czasami negatywnie - od zachowań moich rodaków. Obserwuję ludzi na przystankach, w autobusach, w kawiarniach i sklepach, na ulicach i najczęściej jestem nimi po prostu zafascynowana. 
Kolejny raz zakochałam się także w Norwegii. Zima czyni z tego kraju miejsce wyjęte prosto ze świątecznych filmów, nigdzie nie czuć tak bardzo atmosfery świąt jak właśnie tam. To była moja trzecia wizyta tam i chyba najlepsza  - między innymi ze względu właśnie na śnieg. Co jest dziwnie, biorąc pod uwagę fakt, że zimno i mokro to moje najmniej ulubione połączenie.

Co jeszcze... Pierwszy Opener (i prawdopodobnie ostatni). Chyba zrobiłam się trochę za stara na festiwale, wolę ciszę i spokój, a nie dzikie tłumy i drogie piwo. I jedzenie (chociaż czasami warte swojej ceny). Ale - żeby nie było, że tylko narzekam - trzy genialne koncerty - Depeche Mode - absolutny kosmos, Bruno Mars - magia i niesamowity talent, Kortez - brak słów. Coś pięknego. Więcej Openera spędziłam poza terenem festiwalu, ale warto było. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze się tam pojawię, ale przynajmniej odhaczyłam te wydarzenie z listy "do zaliczenia".


Było jeszcze mnóstwo dobrych chwil, kilka kolejnych przeprowadzek, odkryta miłość do kręgli i niezwyciężoność w Mortal Kombat (serio, jestem nie do pokonania), trochę nowych miast i miejsc odwiedzonych. Nauczyłam się jak powiedzieć "szefowi" po holendersku, że nie mogę przyjść wcześniej do pracy, a także kilka razy zdarzyło mi się jeść mięso (po kilkunastoletniej przerwie).
Nauczyłam się też, że nie warto absolutnie niczym przejmować za bardzo bo szkoda nerwów, a koniec końców i tak wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli się na to nie zapowiada - w końcu się wszystko się ułoży.
To był wyjątkowy rok. Nie mogę się doczekać tego, co przyniesie następny.

A lista moich postanowień na przyszły rok jest bardzo krótka, zawiera tylko jeden punkt:
Przestać tak dużo myśleć o rzeczach, które nie są tego warte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger