niedziela, 30 lipca 2017

#29

Nie umiem rozpoczynać postów. Po dość długim okresie - nie wiadomo jak bardzo nieregularnym - prowadzenia go - ja nadal nie wiem co napisać na początku. Więc... cóż. Cześć. Tak po prostu.

Mamy chyba środek lata, czyż nie? Ostatnio się gubię bo pogoda jakoś tak wcale wakacyjnie nie nastraja, nie wskazuje nawet na to, że mamy taką porę roku jaką mamy. A ja jej w sumie i tak nie lubię.
Kiedyś lato było dobre z jednego powodu - bo wakacje. Do szkoły już mi się nie chodzi to w sumie jest mi bez różnicy jaki jest miesiąc bo w każdym w sumie mogę sobie zrobić wakacje, jeśli tylko mam taką pracowniczą możliwość. Kiedyś - wiadomo - można w końcu odpocząć od obowiązków, rozwiązywania zadań z matematyki i pisania wypracować z polskiego, odpocząć od nauczycieli, którzy znowu czegoś ode mnie oczekują i od ludzi, z którymi widzę się codziennie, od poniedziałku do piątku przez osiem godzin dziennie (a co za dużo to nie zdrowo).
Potem lato stało się dobre z innego powodu - bo Woodstock, najpiękniejszy festiwal świata i najbardziej niesamowici ludzie na kuli ziemskiej. Kilka dni, podczas których tak mocno ładowałam swoje nastrojowe baterie, że działały bez zarzutu przez bardzo długi czas. W tym roku jednak życie mi się tak ułożyło, że te cudowne wydarzenie jest mi kompletnie nie po drodze. No cóż - zdarza się. Za rok nadrobię. Ale - Woodstock. Nieważne jak wiele dobrego powiedziałabym o tym festiwalu to i tak będzie za mało.

I nie mogę w swoim przypadku znaleźć więcej zalet lata. Może jeszcze poza świeżymi owockami i warzywkami prosto z ogrodów. Truskawkami zbieranymi wychodząc na bosaka z domu, czerwonymi porzeczkami, dzikimi malinami i poziomkami.
A poza tym - komary. Motyle. Ćmy. Ogólnie - owady, których nie cierpię. Jest stanowczo za gorąco - rozpływam się wręcz non stop. Wszędzie stanowczo zbyt dużo ludzi.
Najważniejsze jednak - jest za gorąco.
Nie lubię lata, po prostu. Urodziłam się jesienią i to ona jest moją najulubieńszą porą roku.
I o jesieni dziś - dość krótko. Bo w sumie nawet nie pamiętam, czy przypadkiem już o tym nie pisałam, a nawet jeśli tak, to cóż... trudno. Się powtórzę najwyżej.

Kilka powodów dlaczego jesień jest cudowna.

Mgła. Uwielbiam i trochę cykam się mgieł jednocześnie. Uwielbiam - bo są przepiękne. Nie wiem nawet czemu, coś w nich takiego jest, że momentalnie czuję się nostalgicznie, ale i swobodnie. Dobrze po prostu. Cykam się też, chyba z powodu zbyt dużej ilości filmów i książek, w których właśnie we mgle wydarza się najwięcej krwawych sytuacji. Wiem, że dla wielu osób mgła jest paskudna - jak "rozwodnione mleko" (może chyba takie być, no nie?), które osiada na wszystkim, czyni wszystko lepkim i ogólnie paskudnym, ale ja tego tak nie widzę.

 Kolory. Cu - dow - ne!
Chyba to lubię najbardziej. Wszechobecne brązy i pomarańcz, wszelkie odcienie czerwieni pod butami, na drzewach, wszędzie. Wszystko wygląda trochę nierealnie. A potem - pod koniec jesieni - świat robi się trochę szary, wyblakły i to też bardzo - nie wiedzieć czemu - lubię. Może dlatego, że to całkiem dobrze oddaje to, co dzieje się bardzo często w mojej głowie? Nie wiem. Lubię. I tyle.

Ubranko. Bo mogę się naubierać w brzydkie i za duże swetry i jest mi fajnie, cieplutko, i mogę się w takim swetrze schować i udawać, że nie istnieję, albo po prostu naciągnąć rękawy na dłonie i też mi jest cudownie, najlepiej. Uwielbiam naubierywać się mocno i nie czuć, że jest mi za gorąco, znaleźć taką idealną dla mnie temperaturę. Ojejku!

Bez sensu jest chyba takie wyliczanie - ale o tych trzech "rzeczach" chciałam napisać najbardziej. Ale jesień ma w sobie jeszcze więcej zalet. Sama w sobie jest jedną wielką zaletą.
Powietrze wtedy pachnie o wiele lepiej, jest... czyste? Rześkie, orzeźwiające, biorę głęboki oddech i czuję te powietrze w płucach - nie to, co latem. Wszystko pachnie... mokro? Nie wiem, czy to jest dobre określenie, ale tak po prostu jest.
Deszcz pada chyba trochę częściej, a ja uwielbiam słuchać kropli deszczu uderzających o parapet albo parasol. Lubię czasami też zmoknąć i zmarznięta wracać do domu, przebierać się w suche ubranko i czuć jak ciepło wraca do mojego ciała, czuć jak małe płomyki rozpalają się we mnie, zaczynając od najmniejszych palców u stóp.
Lubię kupować gorącą czekoladę na wynos i iść wtedy przed siebie albo usiąść gdzieś na ławce - nieważne czy w parku czy przy zwykłym chodniku i po prostu siedzieć, obserwować, myśleć. Koniecznie sama. Samej mi się myśli najlepiej. Lubię też, że jesień jest czasami też po prostu dobrą wymówką na niewychodzenie z domu - nie idę nigdzie bo pada deszcz, bo jest zimno, bo to, bo tamto.


Mogłabym długo pisać o tym, dlaczego jesień jest wyjątkowo, ale ostatnio chyba nie jest za dobra w słowach i na pewno nie jestem w stanie opisać całej jej niesamowitości bo jakich słów nie użyłabym  - one i tak będę za małe, zbyt banalne, zbyt proste.
Chyba mogę po prostu napisać, że jestem jesienią. Albo jesień jest mną.

1 komentarz:

  1. Mam wrażenie, że jesień to pora refleksji. Nic tak nie skłania do myślenia jak krople deszczu na oknie tramwaju i taniec opadających liści. Jesień inspiruje do myślenia.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger