wtorek, 10 maja 2016

#18

Już trzeci raz zaczynam coś pisać i trzeci raz na kompletnie inny temat niż pisałam wcześniej. Ale - mam jako takie natchnienie i jako takie chęci, w dodatku trochę mi się też nudzi, mimo że mam ogrom rzeczy do zrobienia. Chyba powinnam sobie zmienić imię na Prokrastynacja. A tak szczerze mówiąc - to czasu zbyt wiele nie mam, chęci też za bardzo nie, ale czuję, że muszę coś zrobić żeby psychicznie odpocząć. A pisanie pomaga.

Ten ogrom rzeczy do zrobienia wiąże się w jakiś pokręcony sposób z tym, o czym chcę pisać. Muszę odpowiedzieć na pytania na egzamin dyplomowy. Muszę się ich nauczyć. Muszę napisać pracę zaliczeniową o zakładach karnych i zrobić jakiś scenariusz sama nie wiem na co i jaki, ale na coś i jakiś na pewno. Muszę odrobić pracę domową z plastyki albo ze sztuki dla młodszego pokolenia w mojej rodzinie, które ponoć jest troszkę bardziej upośledzone manualnie niż ja, a to wydawało mi się wcześniej niemożliwe. Ach, no i muszę za godzinę iść na wykład. Jeszcze kilka innych rzeczy też na pewno muszę zrobić, ale nie chcę już o tym myśleć w tej chwili. To może przecież poczekać, prawda? No dobra, tak na prawdę nie może, ale już, dobra, wiem. Wkrótce się ogarnę.
To wszystko jednak wiąże się z tym, że kończę studia. Już chyba nikt nie wierzył w to, że mi się uda. A tu proszę - od końca dzielą mnie tylko niecałe dwa miesiące! Kosmos! Sama już zaczynałam wątpić w siebie bardziej niż zwykle i przyznam szczerze, że sama siebie zaskoczyłam. Ale też koniec mnie trochę przeraża. Po części też sama obrona licencjatu i wszystko z tym związane, ale gorzej działa na mnie jednak pytanie: co potem?
No właśnie - najgorsze i najlepsze pytanie zarazem - co potem?
Najgorsze bo, cholera, nie mam za bardzo pojęcia co dalej. Chcę się wyprowadzić z domu rodzinnego, to przede wszystkim i to najważniejsze. Czas najwyższy. Chcę znaleźć pracę, która pozwoli mi jako tako żyć na jako takim poziomie i czasami pozwolić sobie na jakieś przyjemności. Takie plany. Nie planuję wynajmować od razu nie wiadomo jak dużego mieszkania i nie przewiduję w początkowym stadium mojej przyszłej - jeszcze nieokreślonej - kariery zbyt wysokich zarobków. Aktualnie marzy mi się tylko to, żeby było mnie stać na wynajęcie pokoju, który będzie miał duże okna. Marzy mi się wychodzenie na spacer o trzeciej w nocy bo czemużby nie? Marzy mi się leżenie w wolne dni cały dzień w łóżku, albo siedzenie z książką na parapecie tego dużego okna, które planuję w pokoju mieć. Marzy mi się absolutna samodzielność i prawie absolutna niezależność. Ot, smutne trochę mi się to jednak wydaje, ale cóż poradzić?
 I wiem, że nie jestem jedynym człowiekiem, który musi sobie poradzić z przeprowadzką, a raczej z marzeniami o przeprowadzce - bo czymże innym to na razie można nazwać? Ale, cholera, jak mnie to przeraża. Nie przeraża mnie... samotność? Przeraża mnie to, że te wszystkie plany i marzenia mogą się nie spełnić bo: nie znajdę pracy, nie znajdę pokoju (nawet bez dużego okna), nie poradzę sobie, bo to, bo tamto. Ten strach mnie momentami paraliżuje, nie pozwala mi spokojnie w nocy spać. Chociaż, muszę przyznać, jest to po części strach połączony jednak z ekscytacją? Bo co jeśli... jeśli mi się uda?
Ot, życie. Nigdy nic nie wiadomo i to jest w nim najlepsze i najgorsze jednocześnie. Chciałabym mieć czasami wszystko jako pewnik. Pewna przyszłość. Ale nie mam tego. I to otwiera też ogrom możliwości. Jeśli mi nie wyjdzie - mogę rzeczywiście spakować plecak i ruszyć w świat, tak jak obiecywałam sobie na początku obecnych studiów - jako nagrodę za ich skończenie. Cóż - priorytety się trochę pozmieniały, ale zawsze istnieje możliwość. Dodatkowa opcja jeśli wszystkie inne zawiodą.

Zatem - może lepiej nie planować? Może lepiej zdać się na łaskę albo i nie łaskę losu? Zobaczyć co będzie?
Może tak właśnie będzie najkorzystniej - bo nie mam czego się bać i czymś się stresować na zapas - a to dobre nie jest. Nie mieć zbyt wysokich oczekiwać bo wtedy człowiek się zawieść nie może. Nie powinien.

Ot, kilka luźnych, trochę bez sensu zapewne, myśli.
Jednego jednak jestem pewna. Otóż: musisz się, Kredka, w końcu ogarnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger