wtorek, 8 marca 2016

O dorosłości.

Znowu było tu ostatnio trochę cicho. Chciałabym żeby równie cicho było w mojej głowie, ale cóż - tak być nie może. Mam w niej od zawsze lekki chaos, który w ostatnich dniach robi się trochę większy. Jednak - nie jest źle. Nawet zdarza mi się uśmiechać trochę częściej. Jakoś łatwiej nawet stawia mi się kolejne kroki. Jest dobrze. Serce czasami bije mi trochę szybciej z innych powodów niż zmęczenie, niż stres.
Jest dobrze.


Ale do rzeczy - jest prawie dziewiąta rano, jak skończę to pisać to pewnie będzie prawie dziesiąta, a ja  - zamiast leżeć w łóżku - siedzę w uczelnianej bibliotece i próbuję ułożyć pojedyncze słowa w całość. Dzisiaj to będzie wyjątkowo trudne bo wczoraj zdarzyło mi się wypić o jedną kawę za dużo, co przyczyniło się do absolutnie nieprzespanej nocy. Zdarza się. Od razu, z góry, przepraszam za wszelkie błędy, przejęzyczenia, głupie porównania, czy po prostu - tekst bez sensu. Ale mam coś napisać. Powinnam wręcz. To piszę. Bo o  piątej rano, na kilka sekund przed tym, jak mój budzik mi przypomniał, że pora jednak zacząć żyć i istnieć jednocześnie, wpadł mi do głowy pomysł, o czym chciałabym napisać.

A chcę napisać o dorosłości.
Będąc dzieciakiem - dwunasto, trzynastoletnim - nie mogłam się owej dorosłości doczekać. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła wrócić do domu trochę później niż przed zmrokiem. Chciałam wracać do domu później. Chciałam robić to, co ja chcę, a nie co każe mi mama. Chciałam być odpowiedzialna sama za siebie, mieć swoje własne pieniądze, za które będę mogła kupić to, co ja będę chciała, nawet jeśli miałyby to być rzeczy kompletnie mi zbędne. Myślałam wtedy, że dorosłość to głównie... sama radość. Sama beztroska, za którą jeszcze dodatkowo ktoś będzie mi płacił. Jak teraz sobie o mojej naiwności pomyślę to mam ochotę jakimś sposobem cofnąć się w czasie, podejść do łóżka mojego śpiącego przeszłego "ja", potrząsnąć za ramię i jak już moje przeszłe "ja" zacznie się powoli rozbudzać i podniesie lewą powiekę, powiedzieć: dorosłość jest przereklamowana. Ciesz się, cholera, dzieciństwem póki możesz.

Bo dorosłość jest odrobinę przereklamowana. Nikt mi nie płaci za samo "bycie"... no dobra, uczelnia trochę tak - ale już niedługo. Nikt nie może za mnie podejmować decyzji. Nikt nie pójdzie za mnie na rozmowę kwalifikacyjną bo ja się za bardzo stresuję. Nikt nie zadzwoni za mnie i nie umówi mnie na wizytę u dentysty bo ja nie lubię rozmawiać przez telefon. Nikt mi niczego nie da, dopóki sama o to nie zawalczę, o to nie poproszę (a to czasami jest bardzo trudne), albo po prostu najzwyczajniej - póki sama tego nie zdobędę. Nikt mnie po głowie nie pogłaska jak się potknę, nie podmucha w poobijane kolano żeby mniej bolało. Jedyne co prawdopodobnie usłyszę to: taka duża, a tak się przewraca. No bo ciągle się przewracam. Ciągle się potykam o swoje własne sznurówki, o swoje własne za duże oczekiwania i plany, które są niemożliwe do spełnienia. Potykam się o swoje ambicje też.
Dorosłość to dla mnie przede wszystkim odpowiedzialność. To trudne decyzje. To pokonywanie swoich słabości bo przecież trzeba. Dorosłość to czasami ogromny stres.
I jako, że tej dorosłości czasami zdarza się być... trochę nieprzyjemną - nauczyłam się doceniać drobne rzeczy. Dostrzegać radość tam, gdzie wcześniej nigdy bym się jej nie spodziewała.
Mimo, że średnio się z tą dorosłością jeszcze lubimy i że mnie wciąż trochę przeraża - choć każdego dnia coraz mniej - to zdarza się jej być piękną. Mieć dobre strony.

Bo jak byłam dzieciakiem to nie mogłam po prostu spakować kilku rzeczy i wyjechać na kilka godzin, na kilka dni. Może inaczej - mogłam, ale podejrzewam, że policja, czy inne służby, szybko odstawiłyby mnie z powrotem do domu. A teraz? Jeśli tylko mam kilka złotych w kieszeni i trochę czasu to nic mnie nie może powstrzymać przed ruszeniem w drogę. Tylko dlatego, że mogę.
Co innego, że im starsza jestem, tym bardziej doceniam te chwile, kiedy po prostu mogę leżeć cały dzień w łóżku, z prawie nikim nie rozmawiać, czytać tę samą książkę po raz milionowy trzeci, wzruszać się po raz czterdziesty siódmy do tego samego filmu, pić kolejny kubek ulubionej kawy i nic nie robić. Chyba się na starość rozleniwiam...

Wiele rzeczy mogę robić tylko dlatego, że - no cóż - tylko dlatego że mogę. Mogę w tym momencie wyłączyć komputer, wyjść z budynku i iść choćby tylko do parku, poleżeć na ławce, pogapić się w chmury, poczuć krople deszczu na twarzy, wypalić kilka papierosów. Nikt nie będzie mnie rozliczał z nieobecności na zajęciach, bo przecież studiuję dla siebie, wcale tego robić nie muszę, a mama nie powinna wręcz pisać mi usprawiedliwienia.
Mogę wydać stanowczo za dużo pieniędzy na rzeczy, na które stanowczo tych pieniędzy wydawać nie powinnam. Nikt mnie nie będzie z tego rozliczał dopóki płacę wszystkie rachunki na czas i dopóki nie szkodzi to reszcie społeczeństwa. A jeśli szkodzi mi - no cóż - to już właśnie mój problem.
Mogę w jednej chwili całkowicie zmienić swoje życie. Zacząć coś nowego, coś skończyć. Mogę popełniać głupie decyzje, ale to będą moje głupie decyzje, pretensje będę mogła mieć tylko do siebie, jeśli po drodze coś mi nie wyjdzie.
Mogę wypić samotnie butelkę szampana, tak po prostu, bez okazji. Tylko dlatego, że mogę.
Mogę pójść do studia i poprosić o zrobienie tatuażu, którego prawdopodobnie będę za kilka lat żałować, ale to nie ma znaczenia, bo po prostu mogę to zrobić.
Mogę być kim chcę, kiedy chcę i gdzie chcę. Mogę wszystko, jeśli tylko mam trochę chęci, trochę więcej motywacji, bo tak naprawdę - co mnie ogranicza?

I mimo, że czasami tęskni mi się bardzo za dzieciństwem tak bardzo, że aż mnie trochę swędzi dusza, trochę mnie skręca w środku i denerwuję się bez powodu - to jednak cieszę się, że tym dzieckiem już nie jestem. Mimo, że przeraża mnie to, jak szybko ten czas leci i każdego dnia coraz bardziej się starzeję, przeraża mnie to, że przeżyłam już ćwierć wieku - to jednak cieszę się, że tak się stało. Że przeżyłam. Że doświadczyłam tylu niesamowitych rzeczy, na które kiedyś byłam po prostu za młoda. Że poznałam tyle wspaniałych osób, tak naprawdę tylko dlatego, że jestem dorosła. Że ta dorosłość czasami da się lubić trochę bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger