poniedziałek, 6 marca 2017

#27

Jejku, jak mnie tu strasznie dawno nie było.
Oduczyłam się nawet pisać na normalnej - nie telefonicznej - klawiaturze i muszę się od nowa przyzwyczajać.
Pochłonęło mnie życie dorosłe. Ale to chyba dobrze. Staję się osobą odpowiedzialną i rozsądną, adekwatnie do swojego wieku.
Taaa...


No chyba jednak nie.

Niedawno minęło mi pół roku mieszkania w Gdańsku, w jednym z najmilszych miast w Polsce i z tej okazji chciałam coś napisać.


Pamiętam jak kilka miesięcy temu siedziałam w domu i wysyłałam cefałki w przypadkowe miejsca w różnych częściach Polski. Pamiętam jak kilka miesięcy temu dostałam pracę i miałam kilka dni na znalezienie mieszkania i choć kilka osób mi mówiło, że to raczej niewykonalne to proszę - udało mi się.
Pamiętam jak kilka miesięcy temu życie wydawało mi się tak cholernie trudne, nie lubiłam tej dorosłości bardzo mocno i kilka razy miałam tak porządny kryzys, że byłam gotowa spakować z powrotem wszystkie swoje rzeczy do walizki i plecaka i wrócić do domu, gdzie wszystko było pewne, gdzie nie musiałam sama podejmować dorosłych decyzji, a codzienne obiady były normą.
Chciałam być nadal dzieckiem mimo swoje wieku i był ze mnie taki trochę damski odpowiednik Piotrusia Pana. Naprawdę chciałam wrócić.
No cóż. Dobrze, że jednak tego nie zrobiłam.

Pamiętam też pierwsze dni w Gdańsku.
Dojazd do pracy zajmował mi ponad godzinę, a nie tak jak teraz maksymalnie dwadzieścia pięć minut.
Nie wiedziałam, że wystarczy przejść przez park żeby dojść do domu i nie trzeba - brzydko mówiąc - zapierdzielać dwa kilometry.
Pamiętam też, gdy wysiadłam z pociągu i popsuły mi się kółka walizce i musiałam ją targać przez pół miasta razem z ogromnym plecakiem w czterdziestostopniowym upale i wtedy tak cholernie miałam wszystkiego dość choć przecież, tak na dobrą sprawę, jeszcze nic się wtedy nie zaczęło.
I gdy tak bardzo się przejmowałam jak mi coś nie szło. Jak musiałam się czasami wspiąć pod górkę, a przecież moja marna kondycja fizyczna - a tym bardziej psychiczna - bardzo mi to utrudniała.
Bałam się zgubić. Bałam się trochę nabroić w swoim życiu. Bałam się po prostu być dorosłym człowiekiem.
A teraz jest już lepiej.

Bo, cholera, jak sobie tak czasami o czwartej rano leżę w łóżku i nie mogę spać to myślę, ile jeszcze w życiu mogę doświadczyć. Ile mogę odkryć, zobaczyć, poznać i mnie to wszystko przeraża i cieszy niesamowicie jednocześnie. Tyle możliwości, tyle czasu, tyle do zrobienia, cholera. Piękne i straszne bo co jeśli tego czasu mi nie starczy?
Fajnie jest być dorosłym. Czasami. Czasami też trochę mniej fajnie, ale częściej jest całkiem przyjemnie.
Fajnie jest mieć pracę, którą się niezbyt lubi, ale w której ludzie są tak cudowni, że aż chce się tam być, aż człowiek się też nie może momentami doczekać żeby tam wrócić.
Fajnie jest czasami odpocząć, wyłączyć się i nie myśleć, ruszyć gdzieś przed siebie, pójść na jakiś koncert, dać się od czasu do czasu trochę ponieść, przewrócić się i z uśmiechem na ustach jednak wstać, otrzepać kolanka i z dumnie uniesioną głową i śmiechem iść przed siebie nadal bo jednak jakby źle nie było to w końcu jednak wszystko musi się jakoś ułożyć, zawsze.

Nie wiem o czym miał być ten post tak naprawdę, poczułam po prostu nagle jakieś natchnienie, chęć podzielenia się ze światem moimi nieskładnymi myślami i może tym samym jakoś wrócić do pisania bo jednak jakoś mi tego brakuje. Jakoś mi tu było całkiem dobrze i chyba muszę zaglądać tu częściej.
Tak się czasami też zastanawiam czy teraz znów podjęłabym takie ryzyko jakie podjęłam ponad pół roku temu - samotna przeprowadzka do całkiem obcego miasta. I tak. Myślę, że tak. Na pewno zaplanowałabym to wszystko lepiej, ale w jednak wszystko wyszło na dobre,
Warto się nie bać.
Warto ryzykować.
Warto po prostu żyć.

1 komentarz:

  1. Jeśli się nie mylę, podjęłaś po raz kolejny szaleńcze ryzyko przeprowadzki :)
    Tylko się od tego nie uzależnij! ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger