niedziela, 10 kwietnia 2016

#16

...tak, ja nadal żyję.

Już nawet nie będę się tłumaczyć dlaczego tyle czasu nic nie pisałam - nie chciało mi się, nie miałam natchnienia, nie miałam o czym, chociaż dzieje się tyle, że czasami nie nadążam. Trochę mi się teraz żyje w rozjazdach, z koncertu na koncert, z miasta do miasta. Studia, życie, przyjemności, spełnianie swoich marzeń - ciężko to wszystko pogodzić, ale się da. Naprawdę. Więc teraz, jak ktoś mi powie, że nie może pogodzić studiów z czymśtam, czegoś innego z innymczymśtam to chyba wybuchnę śmiechem. Da się. Wszystko się da pogodzić ze wszystkim. Trzeba będzie zrezygnować z kilku innych rzeczy, trochę krócej spać i czasami trochę bardziej się podenerwować, ale da się. Jestem na to żywym, ale nie wyspanym, przykładem. I widziałam tych kilka innych żywych, ale trochę bardziej wyspanych, na własne oczy.

W ogóle nie o tym miałam pisać, ale wstęp - jako tako - musi przecież być. A jeszcze przy okazji wstępu właśnie, chciałam podziękować za dwa tysiące wyświetleń. Niby nic, ale miłe jest to, że ciągle ktoś tu zagląda, ciągle ktoś sprawdza, czy powstał jakiś nowy wpis. Miłe jest to, że ja sobie tak po prostu od czasu piszę, a ktoś to tak po prostu czyta. Tak więc - dziękuję. Chciałabym obiecać, że częściej będzie tu coś nowego, ale nie bardzo mogę to zrobić. Bo nie wiem, czy tak rzeczywiście będzie się działo. Ale - raz jeszcze - dziękuję bardzo mocno.

Przechodząc do głównego tematu - będzie o poczuciu własnej wartości.
Pisałam już, że dzieje się dużo dobrego. Tyle, że czasami mnie to dobro przerasta i mam wrażenie, że zaraz zacznie mi wypływać oczami i nosem. Przerasta bo gdzieś tam w środku mam poczucie, że tak naprawdę na nic z tego wszystkiego, co się dzieje, nie zasługuję. To głupie, nawet bardzo głupie. Mam tego świadomość. Ale nic na to nie mogę poradzić.
Bo tak naprawdę mam tak niskie poczucie własnej wartości i tak niską samoocenę, że jak by można było to przedstawić "matematycznie" to byłaby to ujemna nieskończoność. Nie mogę czasami wytrzymać sama ze sobą psychicznie i unikam luster jak mogę bo fizycznie też nie jest najlepiej. Skąd to się bierze? Nie mam zielonego pojęcia. Tak po prostu jest. Ale nie martw się, nie trzeba mnie wysyłać do psychiatry, piszę to też nie dlatego, że chcę współczucia, litości, czy czegokolwiek innego. Nie chcę. Nie potrzebuję. Stwierdzam te fakty, by przejść dalej. Otóż czasami mam też takie momenty, jak na przykład teraz - kiedy uświadamiam sobie, że widocznie coś we mnie jest skoro to wszystko mi się przytrafia. Że ludzie czasami chcą spędzić kilka, kilkanaście, albo i kilkadziesiąt minut w moim towarzystwie. Że czasami nawet poświęcają swój wolny czas (albo i czas zajęty) by mi pomóc, nawet gdy o to nie proszę, bo najzwyklej w świecie - wstydzę się.

Tak naprawdę to jestem dziwnym człowiekiem. Mam mnóstwo głupich nawyków i przyzwyczajeń, ogrom wad i tylko kilka zalet. Pełnię szczęścia osiągam, kiedy mogę w końcu kupić książkę, którą od dawna chciałam przeczytać. Nigdy nie byłam w klubie na imprezie innej niż koncert. Na takiej, na której się tylko tańczy. Zdarza mi się potykać o własne stopy, gdy idę w butach, które są choć trochę lżejsze od glanów. Mogę się nie odzywać do nikogo przez tydzień tylko dlatego, że nie mam ochoty nic mówić. I nie jeść też mogę przez tydzień, tylko dlatego, że nie chce mi się nic robić. Nawet głupiej kanapki z serem i pomidorem. A jak wypiję choć łyk kawy albo czegokolwiek innego z kofeiną to mam problemy ze snem przez całą noc. Za łatwo się wzruszam, bywam bardzo agresywna i śmieszą mnie dziwne rzeczy, często takie, które w ogóle śmieszyć nie powinny. Boję się motyli i  ciem. Boję się tak naprawdę wielu rzeczy. Nie umiem gotować. Zdarza mi się gadać przez sen. I czasami też się jąkam, szczególnie wtedy, gdy się denerwuję. Im bardziej jestem zmęczona, tym więcej mówię. Nawet jak nie mam tak naprawdę o czym.
Mogłabym jeszcze wymienić setkę takich dziwactw. Ale po co? Chodzi o to, że dopiero po dwudziestu kilku latach sobie zaczynam uświadamiać, że właśnie te dziwactwa czynią mnie... mną. Tworzą moje ja. Dopiero teraz zaczynam powoli akceptować swoje wady wewnętrzne, a później przyjdzie czas na usterki zewnętrzne, z którymi będzie szło o wiele gorzej
Dopiero teraz powstaje moje jakiekolwiek poczucie wartości. Tworzą je właśnie te wszystkie dobre rzeczy, które się dzieją, w których biorę udział. Tworzą je ludzie, których darzę sympatią, i którzy - co czasami nadal jest dla mnie przedziwne - tą sympatią darzą mnie.

I mam w sobie wiele rzeczy, które chciałabym zmienić. Kto ich nie ma? Ale chyba czas się przestać na nich tak bardzo skupiać.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. o to to! o tym, że dużo mówisz, jak jesteś zmęczona, to szczera prawda! można gadać godzinami o niczym. jesteś super Kredka, nie zmieniaj się i bądź sobą! :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger