sobota, 26 marca 2016

#15

Nie mogę ostatnio się zebrać w sobie, żeby coś napisać. Nie mogę się zebrać w sobie, żeby się tak po prostu ogarnąć. I tak zaczynam ten post nawet już nie wiem który raz, prawdopodobnie dwudziesty trzeci. Napiszę kilkadziesiąt linijek, napiszę nawet całość, ale po chwili wykasowuję bo mi się coś nie podoba. Bo to, co wychodzi z mojej głowy wydaje mi się tak beznadziejne, tak głupie, że nie chcę, by ktokolwiek inny to widział.
Może i ta próba też skończy się niepowodzeniem. Jeśli to czytasz to jednak coś mi się dzisiaj udało... albo już mi jest wszystko obojętne.
I jak zwykle - nie wiem czy to ma jakiś sens. Ostatnie posty to raczej zbiór różnych myśli, mniej lub bardziej składnych, mniej lub bardziej tworzących całość. Ich poziom jest dość niski, ale wkrótce się poprawię, obiecuję!

Byleby pisać. Nie myśleć. Albo myśleć trochę mniej.

Mój mózg działa ostatnio tak, że albo się przejmuje za bardzo albo nie przejmuje się wcale. Nie ma opcji przejmowania się tyle, ile trzeba.
Nie śpi wcale albo śpi za dużo.
Nie może doczekać się przyszłości albo okropnie się jej boi.
Każe mi spędzać czas na robieniu totalnie głupich rzeczy i nie pozwala skupić się na tych, które rzeczywiście są istotne.
Przez kilka dni nie znajduje jakiejkolwiek motywacji żeby choć na chwilę wyjść z domu albo zmusza mnie do przejścia dziesięciu kilometrów w jak najkrótszym czasie, a potem jeszcze czterech, tylko dlatego, że mogę.
Wysyła mi sprzeczne sygnały. Robię coś tylko po to, żeby za chwilę uświadomić sobie, że raczej nie powinnam tego robić. Mówię słowa, których pewnie też nie powinnam mówić.
I nie bardzo wiem, co się tak naprawdę dzieje. Ze mną. Ze światem. Z życiem. Czuję, jakby gdzieś płynęło obok mnie, a ja jestem tylko biernym obserwatorem, nie mogę nic zrobić oprócz... przyglądania się. Jak mi znika z pola widzenia. Jak mija.
Aż w końcu naprawdę minie.
I jakby to powiedział, a raczej napisał, mój najulubieńszy pisarz: "czuję się sam ze sobą jak pojeb" (pardon my French).

I w sumie sama nie wiem, czemu to wszystko się dzieje.
Może dlatego, że wiosna jest coraz bardziej wyczuwalna w powietrzu, nadchodzą jakieś-tam zmiany?
Może dlatego, że czuję coraz większą presję... dorosłości? Muszę się już zacząć życiowo ogarniać, zachowywać się trochę bardziej tak, jak przystało na mój wiek. Skończyć to, co pozaczynałam. Bo, cholera, czas najwyższy.
Może dlatego, że... może tak naprawdę nie ma powodu. Może to się dzieje tak po prostu, bez żadnego "dlatego, że...", "ponieważ", bez konkretnej przyczyny? Przecież może.
Tak naprawdę życie jest ostatnio całkiem przyjemne. Całkiem miłe. Za kilka dni zobaczę ludzi, których widuję stanowczo zbyt rzadko. Pozwolę muzyce wypełnić mnie sobą przez kilkadziesiąt minut. Spędzę dużo czasu w podróży. I na studiach się całkiem układa, choć terminy gonią, choć czasu coraz mniej, ale mimo to - jest dobrze. Będzie dobrze. Będzie pięknie. Ja to wiem, ale jednak... czegoś mi brakuje. Coś j e d n a k jest nie tak.
Czułam się źle z tym, że nie mogę się zmusić do bycia szczęśliwą, skoro wokół mnie tyle dobrych rzeczy, tylu ciekawych ludzi, tyle perspektyw.
I tak sobie myślę... są kwiaty, które kwitną cały rok (...chyba). Są też takie, które tego nie robią. Więc człowiek też nie musi.

Teraz czuję się całkiem źle. Ale wiem, że te "całkiem źle" minie. Prędzej czy później zastąpi je "całkiem dobrze". A potem "absolutnie wspaniale". Ten smutek jest przejściowy. Może te złe dni są po to, by bardziej doceniać te dobre? Nie wiem. Ale jedno wiem na pewno - miną. Nieważne jak bardzo kiepsko i nie tak, jak być powinno, jest teraz. Ważne, że to minie. Zawsze mija.
Więc budząc się rano w złym humorze, powtarzam sobie w głowie dwa słowa: "to minie". Prawdopodobnie tej samej nocy. Może następnego dnia. Może za tydzień. Ale minie.
Przejdzie.
Rozmyje się.
Całkiem zniknie.
Nawet jeśli tylko na chwilę... Ważne, że przez jakiś czas będzie dobrze.

I chyba powoli zaczynam akceptować to, że czasami jest ze mną trochę gorzej. Bo jak głupie jest czuć się źle z powodu... czucia się źle? Przecież to kompletnie nie ma sensu. Czuję się źle tak po prostu, nie muszę przecież dokładać do tego dodatkowych, zbędnych powodów.

I na koniec zacytuję tekst piosenki, która dla mnie większego znaczenia nie ma, ale której jeden wers siedział mi w głowie jeszcze zanim poznałam ją jako całość:
"when I am sad, I am sad - but when I'm happy, oh god, I'm happy." tu posłuchaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger