Tak naprawdę to nie planowałam nic pisać z okazji Walentynek, ale tak sobie leżę w łóżku trzymając w dłoni kieliszek wina (bo godzinę temu zaczęłam w końcu weekend) więc pomyślałam, że jednak napiszę. Z tygodniowym opóźnieniem, ale niech będzie.
O miłości nie wiem chyba jeszcze zbyt wiele. Ciągle się uczę, że nie zawsze jest łatwa. Jest piękna, ale czasami bardzo skomplikowana. Ale chyba taki jej urok.
Trzy lata i kilka dni temu mój Małż zabrał mnie tak jakby na pierwszą randkę. Chociaż to nie do końca była randka, ale niech będzie. Pamiętam, że wybrałam się do Gdyni tylko na chwilę do księgarni, a do domu wróciłam koło drugiej w nocy.
Pamiętam, że nie mogliśmy się jakoś w tej Gdyni znaleźć bo mi bateria w telefonie umarła i było tak zimno i mi się nie chciało czekać, ale dobrze, że jednak poczekałam bo może, gdybym jednak tego nie zrobiła, nie bylibyśmy teraz małżeństwem?
Pamiętam, że na tym spotkaniu powiedział, że jestem "starą dupą" i myślał, że jestem młodsza od niego o kilka lat, a nie tylko o rok.
Pamiętam, że jedliśmy wtedy amerykańskie naleśniki i że plaży nie widzieliśmy - chociaż taki właśnie był plan: spacer po plaży. A potem wspinaliśmy się na wieżę widokową po ciemku i było mi głupio, że muszę mieć po drodze tyle przystanków na odpoczynek i nie daję rady wejść na górę tak... z rozmachu.
Pamiętam też, że na koniec poszliśmy do kina i bardzo chciałam żeby złapał mnie za rękę, a On - jak na złość - tego nie robił. A potem, przez długi czas, nie mogłam przestać słuchać soundtracku z tego filmu.
Pamiętam te podchody w pracy, długie rozmowy przez telefon, wyprawy na koncerty, tę całą początkową nieśmiałość i pierwszy pocałunek w deszczu koło Dworca Głównego w Gdańsku.
Początek zakochania ma ogromny urok. Dopiero poznajesz człowieka, który ogromnie namiesza w Twojej głowie i w Twoim życiu, zmieni je o 180 stopni, nie wiesz czego się spodziewać, na co możesz sobie pozwolić i co możesz powiedzieć żeby nie zrobić z siebie debila. A potem to przechodzi (w sensie - nie zakochanie, ale poznawanie). I to też ma ogromny urok bo wiesz, że nie musisz się za bardzo hamować, możesz mówić to, co Ci się rodzi w głowie nawet jeśli to są rozkminy o gołębiach albo o parzystokopytności bądź nieparzystokopytności różnych zwierząt.
Wiesz, że mimo tych największych głupot, druga osoba nie przestanie Cię kochać, a nawet niekiedy uważa je za urocze.
Lubię bardzo tę naszą relację. Lubię, że mogę do niego w chwili nerwów powiedzieć "Ty krowo", a on się nie obrazi, tylko nazwie mnie "gąbką". Czemu? Nie mam pojęcia. Czasami nawet zdarza mu się tworzenie nowych słów z mojego imienia - na przykład "Adonado" od "Sharknado", którego fanką jestem. Lubię, że czasami planujemy zaspać do pracy bo fajnie byłoby wstać siódmej rano, a nie o czwartej, ale wiem, że nigdy tego nie zrobimy. Lubię, że znosi moje zachwyty nad każdym mijanym psem i to, że do każdego kota zwykle podchodzę żeby pomiziać (nawet jeśli wszystkie koty przede mną uciekają). Lubię, że zauważa moje nowe paznokcie za każdym razem, jak je zrobię i mogę mu poopowiadać o każdej dramie na youtubie, która mnie śmieszy i o tym, jakie kosmetyki i do czego są najlepsze.
Nie da się jednak lubić wszystkiego, każdej cechy drugiego człowieka. Ja nie lubię Jego organizacji czasu i że czasami robi wszystko na ostatnią chwilę, kiedy ja muszę mieć zawsze wszystko na spokojnie, z rozmysłem. Ale uczę się z tym żyć. Bo chyba na tym polega życie z drugim człowiekiem - na tym, żeby pomimo przeciwieństw jakoś razem działać, nie stawiać wad na pierwszym miejscu tylko je akceptować bo każdy je ma. Jestem pewna, że we mnie też jest wiele rzeczy, których On nie lubi, ale tacy jesteśmy. Zwykli ludzie z wadami i zaletami, ale sęk w tym, że dostrzegamy w sobie cały czas niezwykłości (a Jego rzęsy to mistrzostwo świata).
Moim zdaniem jeśli ludzie są sobie przeznaczeni to odnajdą się tak czy siak. Nieważne ile kilometrów będzie ich dzielić, w końcu na siebie trafią. Nas dzieliło od siebie pół Polski, a jednak jakoś na siebie trafiliśmy i wydaje mi się, że od pierwszego wejrzenia oboje wiedzieliśmy, że znaleźliśmy swojego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz