czwartek, 11 lutego 2016

O tym, że nigdy nie wiadomo.

Siadam, włączam muzykę i piszę. Jak zwykle. I wyjątkowo się uśmiecham.

Bo dzisiaj pomiędzy jednym łykiem kawy, a drugim, moja dłoń z kubkiem zatrzymała się w połowie drogi. I w głowie pojawiła się myśl, która zawsze gdzieś tam siedziała, z tyłu głowy i świeciła lekko, była malutkim płomykiem. Ale była. Od zawsze.
A dzisiaj zapłonęła jakoś tak mocniej. Nie wiem czemu - może ktoś podrzucił tam drewna? Może powiał lekki wiatr, który rozniósł ten jeden płomyk, tę ledwie iskrę, na suche, złe myśli, które zaśmiecały podłogę w mojej głowie. I zapłonęło prawdziwe ognisko, które mnie rozpala, każdą komórkę, każdą najmniejszą część mojego ciała.

 Już mówię, o co mi chodzi.
O to, że nigdy nic nie wiadomo. To, że dzisiaj jest strasznie źle, nie znaczy, że jutro nie może być strasznie dobrze. I wiem - to brzmi banalnie. To brzmi bardzo banalnie, bardzo głupio, bardzo nijak. Ale to prawda. To najprawdziwsza prawda z najprawdziwszych prawd.

Chyba od zawsze byłam osobą, która - gdy już się zbierze w sobie i powie, co jest nie tak, co psychicznie boli - jeżyła się na słowa "będzie dobrze". Dłoń nieświadomie zaciskała mi się w pięść, a krew zaczynała szybciej płynąć. Jak może być lepiej, skoro teraz wszystko się sypie? Skoro nie chcę już walczyć, nie chcę już być, nie chcę istnieć, nic nie idzie po mojej myśli? Jak może być dobrze, nie może być, nie może być, nie będzie.
I czasami nadal tak myślę. Czasami po prostu nie ma sił i nie chcę robić nic. Podejrzewam, że każdy tak ma. Ty prawdopodobnie też.
Ale żyję już dwadzieścia kilka lat i wydaje mi się, że coś o życiu wiem. I to, czego jestem pewna, najważniejsza lekcja, na której byłam obecna, była o tym, że nigdy nic nie wiadomo.

Trochę będzie teraz prywaty, trochę osobiście, może nawet nie powinnam o tym pisać, ale to nieważne. Posłuchaj.

Kilka lat temu jechałam po raz pierwszy na Woodstock. Miałam bilet na pociąg, kilka złotych w kieszeni i trochę zepsutą psychikę. I pojechałam. Podróż była całkiem fajna, choć niewiele się działo, bałam się trochę tych ludzi, tego co się dzieje i tego, co się może wydarzyć. Byłam szczęśliwa, że jadę tam, gdzie chciałam pojechać już dawno, ale te szczęście mnie przytłaczało. I przytłoczyło trochę za bardzo.
Bo do Kostrzyna rzeczywiście dojechałam. Ale na sam Woodstock już nie dotarłam.
Trochę się posypałam. Trochę było źle. Trochę chciałam znaleźć się w całkowicie innym miejscu, w moim łóżku, pod moją kołdrą, bez ludzi, bez światła, bez niczego.
I zaczęłam wracać do domu. Podróż zajęła mi bardzo dużo czasu i nerwów.
Siedzę więc na peronie w Puławach i czekam na swój następny pociąg. Jestem sama, nikogo nie ma, nikt na mnie krzywo nie patrzy, prosto też nie. Siedzę i przez kilkanaście minut wpatruję się w jeden punkt na lewo od mojego buta i myślę: co teraz? co mam robić? co będzie potem?
I nagle czuję, że ktoś mi wkłada do uszu słuchawki. W słuchawkach leci muzyka.
Koło mnie przysiada kobieta. Mówi, że zobaczyła mnie i pomyślała, że ta piosenka spodoba mi się równie mocno, co podoba się jej.
I zaczynamy rozmawiać. Tak po prostu. Siedzimy i na rozmowie spędzamy czas pozostały do pociągu. A potem jeszcze kilkadziesiąt minut już w pociągu.
Ona opowiedziała mi prawdopodobnie pół swojego, nie powiem - dość smutnego, życia. Poczęstowała mnie jedzeniem. Powiedziała kilka słów, które wtedy były mi bardzo potrzebne.
Na odchodne usłyszałam: "będzie lepiej". Nie wiem czemu to powiedziała. Tak po prostu. Pewnie z tego samego powodu, co w ogóle zechciała nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt - tak po prostu.
Nie mam do tej pory pojęcia kim była ta kobieta, skąd pochodziła, jak miała na imię. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek jeszcze ją spotkam. Prawdopodobnie nie, ale - nigdy nic nie wiadomo.

Ale wiesz co? Rzeczywiście jest lepiej. Są gorsze dni. Są i dobre dni, jak w życiu każdego człowieka. Ale czasami są też dni piękne. Są dni takie, że mam wrażenie, że za chwilę eksploduję ze szczęścia. Że jestem bliska łez radości. Że uśmiecha mi się nawet śledziona.
Bo kiedyś uważałam za niemożliwe, że uda mi się porozmawiać z osobami, z którymi porozmawiać chciałam bardzo. A dzisiaj słyszę "cześć, Kredka!" czasami je zauważę.
Bo po rzuceniu moich drugich studiów byłam pewna, że nigdy mi się nie uda żadnych skończyć. A dzisiaj mam przed sobą ostatni semestr.
Bo kiedyś bałam się odezwać do kogokolwiek, byłam bardzo nieśmiałą istotą, a dzisiaj - jak się rozgadam - to mogę siedzieć do trzeciej nad ranem i opowiadać o tym, co ważne, co mi się marzy, co po prostu jest.


W życiu naprawdę nic nie wiadomo. Dzisiaj leżysz cały dzień w łóżku, nie odzywasz się do nikogo, z nikim nie rozmawiasz, jedyne co robisz - to oddychasz. Tylko tyle i aż tyle. Bo samym oddychaniem jakoś dotrwasz do jutra. Nie będzie to przyjemne, ale uda się.
A jutro? Jutro może znajdziesz rozwiązanie problemu, który nie dawał Ci spać od miesiąca. I będzie to tak proste rozwiązanie, że zaczniesz się śmiać sam z siebie, że wcześniej na to nie wpadłeś.
Jutro może ktoś się do Ciebie uśmiechnie na przystanku. Jutro może spełni się coś, o czym marzyłeś od dawna. Choć wcale się na to nie zapowiada, bo pada deszcz, bo w lodówce znowu zabrakło mleka do kawy i musiałeś pić taką zwykłą, czarną, za którą średnio przepadasz.
A później coś się dzieje. Coś tak dobrego, że zaczynasz się zastanawiać, czym sobie na to dobro zasłużyłeś?

Może jutro zaliczysz ten trudny egzamin, choć byłeś pewny porażki?
Może jutro w końcu zadzwonią z pracy, o którą się starałeś, z wiadomością, że zaczynasz od poniedziałku?
Może jutro, w nerwach, spakujesz kilka najpotrzebniejszych rzeczy i ruszysz poznawać świat, odkrywać jego tajemnice? I okaże się to najlepszą decyzją Twoje życia?
Może jutro, idąc do sklepu, oderwiesz na chwilę wzrok od ekranu telefonu, i napotkasz spojrzenie swojej przyszłej wielkiej miłości?
N i g d y  n i e  w i a d o m o .

Może jutro rzeczywiście będzie lepiej.
To jest ta jedna myśl, która pomaga mi wstać, kiedy zdarza mi się potknąć. To jest ta jedna myśl, która otrzepie mi kolana z piachu i zawiąże sznurówki w bucie, a potem trochę się ze mnie pośmieje, że potknęłam się o własne nogi.

Może jestem głupia. Może jestem naiwna. Ale mam nadzieję, że będzie lepiej. Musi być. I mam pewność, że życie może zaskoczyć, może się zmienić na lepsze o sto osiemdziesiąt stopni w najmniej spodziewanym momencie. Boję się strasznie tego, co przyniesie przyszłość, ale mam nadzieję. Mam wiarę. I to mi daje sił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Kredka pisze. , Blogger